wtorek, 28 lutego 2012

Kościerzyna dla CCOLT

Mój pobyt w domu opiewał w liczne spotkania z rodziną, przyjaciółmi, uczniami kośćierskich szkół, warszawskimi przedszolakami oraz wychowankami kościerskiego domu dziecka.
Owocami tych spotkań są liczne prezenty dla wychowanków domu dziecka w Phnom Penh.
Zacznę jednak od początku. Uważam, że jestem szalenie szczęśliwym człowiekiem, ponieważ udało mi się w życiu spotkać wspaniałych ludzi, zwiedzić magiczne miejsca i pracować w szalenie interesujących warunkach. Szczęściem trzeba się dzielić. Tak więc po powrocie z moich podróży, wolontariatów staram się odwiedzać szkoły, przedszkola, uczelnie i dzielić się moimi wrażeniami oraz opowiadać o tym co mnie spotkało podczas mojego pobytu w Kambodży i nie tylko.
Pięć tygodni to jednak za krótko aby odwiedzić wszystkie zaprzyjaźnione szkoły, uczelnie, przedszkola i spotkać się ze wszytskim znajomymi. Każdy mój dzień wypełniony był spotkaniami oraz imprezami ze najbliższymi.
Udało mi się odwiedzić kilka kościerskich szkół: Budowlankę, Prymusa oraz "Czwórkę", kościerski Dom Dziecka oraz kilka warszawsich przedszkoli.
Jedna z moich kuzynek wpadła na pomysł zbiórki pieniędzy- symbolicznej złotówki, będącej wejściówką na mój wykład o Kambodży. Wspólnymi siłami udało nam się zebrać prawie 500zł. Kwota ta pozwoliła mi zabrać moich wychowanków do Aqua Parku.
Minioną sobotę spędziliśmy więc w wodzie. A jak było? Wesoło, bo w parku wodnym jest kilka zjeżdżalni, sztuczna fala, bicze oraz basen do pływania. Niektórzy z nam spróbowali wodnego zorbingu, a najmłodsi z pomocą wolontariuszy próbowali nauczyć się pływać.
Są takie chwile kiedy po prostu czuje się szczęście, to uczucie wypełniło każdą część mnie. Przez kilka godzin obserwowałam moje dzieciaki, z których twarzy uśmiech nie schodził.
Ale to jeszcze nie koniec niespodzianke. Odwiedziny kościerskiego Domu Dziecka oraz moje opowieści o życiu w podobnej placówce w Kambodży zaowocowały prezentem od kościerskich sierot w postaci piłki z autografami. Piłkę wręczyłam po jednym ze zwycięskich meczy, a dzieciaki postanowiły, że będzie to piłka trofeum i nie będą jej używać. Obiecali również piłkę z podpisami dla kościerskich dzieciaków.
Jednak życie w domu dziecka to nie tylko wycieczki, prezenty, aby placówka mogła funkcjonować każdego miesiąca potrzebujemy 100 kg ryżu, środków czystości i wielu innych rzeczy. Dzięki jednemu ze znajomych mogłam również pomóc w zakupie tego co niezbędne w życiu codziennym.
W domu dziecka każdy z dzieci ma swojego sponsora. Będąc w Warszawie podczas spotkania ze znajomymi, wyrazili oni chęć do "zaadoptowania" jednego z dzieci. Tak więc Pinnuth ma swoich sponsorów i dzięki temu codziennie otrzymuje kieszonkowe (50 c, które przeznacza na drugie śniadanie lub oszczędza) i może się uczyć.
Dziękujęmy wszystkim którzy wyrazili chęć pomocy moim dzieciom. Dla mnie najważniejszy jest fakt, że nigdy nie prosiłam o pomoc, ona po prostu nas znalazła.



Azja uzależnia


Dziś mija miesiąc od moje powrotu do Phnom Penh... .
Wróciłam, bo Azja uzależnia. Wciąż kocham Polskę, Kaszuby i tęsnie za rodziną i przyjaciółmi. Jednak po moim powrocie do Polski marzyłam tylko o ponownym spotkaniu z moimi wychowankami w CCOLT oraz o Azji. Niektórzy uważają, że mam w życiu wiele szczęścia i choć czasami w tą wątpię to tym razem szczęście stało po mojej stronie. Po kilku tygodnia spędzonych w towarzystwie moich wspaniałych przyjaciół, milionie imprez, tyiącu spotkań z wspaniałymi ludźmi, prawdziwie polskich świętach i jeszcze bardziej polskim sylwestrze, otrzymałam maila z ofertą pracy w Kambodży. Twarz mojej mamy zalała się łzami, a moja rozpromieniła się. Jeszcze tylko trochę matematyki, stwierdzenie, że nie stać mnie na bilet i powrót do Azji... . Telefon do Kamy (mojej szybkiej pożyczki) i już znowu siedziałam w samolocie do Bangkoku.
Po pięciu tygodniach serowego obżarstwa i kilku litrach polskiego piwa znowu siedziałam na tajskim ryku, zajadając się moim ukochanym tom yum.
Ucieczka przed dorosłością, kredytami, doktoratem czy powrót do krainy uśmiechu, podróż w pogoni za szczęściem... . Sama nie wiem, ale czuję się jak właśnie tutaj powinnam być.
Pierwsze dni sędziłam w towarzytswie trzech wspaniałych mężczyzn z Kaszub, będąc ich przewodnikiem po Bangkoku oraz po Kambodży. Przez te kilka dni czułam się bardzo polsko, możliwość posługiwania się językiem polskim stała się znowu rarytasem. Moim towarzyszom podróży w kilka dni starałam się pokazać jak najwięcej i jak najprawdziwiej kraj w którym żyłam i żyć będę- Kambodżę. A ponieważ szczęście wciąż jest blisko mnie, otrzymałam dotację na zakupy dla moich dzieciaków z domu dziecka (to nie wszytskie prezenty jakie przywiozłam dzieciom, ale o tym w innym poście, bo mam przecież ogromne zaległości blogowe).
Od 1 lutego oficjalnie przybyłam do Phnom Penh. Te sam pokój, ten sam rower, pościel... . Najpierw oczywiście udałam się do domu dziecka.
Będąc w Polsce kolejne spotkanie z dzieciakami wyobrażałam sobie wypelnione uśmiechami, łzami, niemalże euforią. I tu spotkała mnie niespodzianka. Dzieci po prostu się ze mną przywitały "Hi Aga". Mój powrót był dla nich tak oczywisty jak posiłek składający się z ryżu. Miałam jednak odpowiedzialne zadanie. Musiałam wytłumaczyć dzieciakom, że nie będę już ich nauczycielem, gdyż większą część dnia będę spędzała w pracy. Popołudnia i weekendy należą do nich. Zarozumieli i wszyscy wspólnie czekamy na weekendy podczas których obserwuję ich potyczki na boisku, wspólnie oglądamy "High school musical", sprzątamy lub po prostu jesteśmy razem.
Poranki oraz popołudnia spędzam w pracy. Uczę w jednej z miliona prywatnych szkół w Phnom Penh. Moimi uczniami są dzieciaki w wieku od 2 do 12 lat. Ale o tym innym razem.
Postanawiam częściej bologować, bo jest o czym.
A na koniec kilka odpowiedzi na często zadawane mi pytania.
Jak długo chcesz zostać w Kambodży?
Najprawdopodobniej rok może trochę dłużej. Chociaż rodzicom obiecałam, że wakacje spędzę na Kasuzbach.
Za co ty tam żyjesz?
Pracuję i zarabiam. Mam nadzieję, ze uda mi się nawet coś zaoszczędzić. Życie w Kambodży jest o wiele tańsze niż w Polsce. A zaroboki w prywatnej szkole dorównują polskim.
Dlaczego nie pracujesz w domu dziecka?
CCOLT jest zbyt małą organizacją aby mnie zatrudnić. Wieczory spędzam z moimi dziećmi narazie to wstarcza.
A co potem?
Potem wrócę do Polski, poszukam pracy, wezmę kredyt, kupię mieszkanie i będę marzyć o powrocie do Kambodży.