czwartek, 22 września 2011

Początki



Początki w nowych miejscach bywają trudne, lecz tym razem jest mi odrobinę łatwiej. Wciąż jeszcze nie ogarniam tego wielkiego miasta jakim jest Phnom Penh, nagminnie błądzę lub wprowadzam w błąd jednego z licznych kierowców tuk- tuków. Niedługo jednak stanę się szczęśliwą posiadaczką roweru i mam nadzieję, że dzięki temu będzie mi odrobinę łatwiej odnaleźć się w tak nielogicznym układzie ulic. W Phnom Penh ulice są numerowane, lecz prawie nigdy nie są one numerowane kolejno. Tak więc moja ulica 232 (załóżmy, bo wciąż nie znam swojego adresu) znajduję się w sąsiedztwie ulic 466 i 132... . Jest jednak coraz lepiej, ponieważ od wczoraj stałam się szczęśliwą współposiadaczką kierowcy (a bit of English speaker;) Tuk Tuka.
Jeśli chodzi o kulinarną stronę mojego życia to mam kilka problemów. Nie znam jeszcze nazw wszystkich potraw oraz miejsc gdzie warto jadać. Poszukuję, przeczesuję i smakuję, często z bardzo różnym skutkiem. Znalazłam już kilka europejskich miejsc, gdzie mogę kupić np kawę. Wczoraj wieczorem wpadłam przez przypadek na wspaniałą restaurację z lokalnym jedzniem, ogrodem i pysznymi koktajlami. Dziś za to zostałam zaproszona na kolację z wolontariuszkami z UK, tak więc w ramach szaleństwa pochłonęłam stek z ziemniakami i sałatką.

Kilka słów o mojej pracy. Właśnie zdałam sobie sprawę, że nie zamieściłam jeszcze posta dotyczącego mojego projektu. Tak więc od poniedziałku do piątku od 9.30 do 17 uczę angielskiego. Przez pierwszy tydzień prowadzę zajęcia wspólnie z jedną z 4 wolontariuszek, niedługo jednak otrzymam swoje 2 grupy. Jedną stanowić będą dzieciaki z domu dziecka, a druga studenci, nauczyciele oraz pracownicy biura podróży. Wspólnie będziemy uczyć się angielskiego, choć muszę przyznać, że poziom angielskiego dzieci z CCOLT jest imponujący. Pracuję więc w szkole znajdującej się w okolicach domu dziecka, a to zaledwie 10 min od mojego domu. Od poniedziałku do środy w Kambodży obchodzone jest święto Bonn Phchom Ben i w związku z tym większość dzieci i studentów odwiedza w tym czasie swoje rodziny w homeland;) Ja mam w tym czasie wakacje, ale nie do końca. Jednym z moich zadań projektowych jest stworzenie wspólnie z pracownikami biura podróży ofert dla polskich biur turystycznych, tak więc wolny czas spędzę we wschodniej prowincji Mondol Kiri w poszukiwaniu słoni, różowych delfinów i odpowiednich miejsc do wypoczynku dla młodych rodzin z dziećmi, backpackersów i wymagających turystów, z wielkich korporacji. A w środę wracam do stolicy, by godnie przyjąć reprezentantów Ambasady Polski i zaprezentować im miejsce mojej pracy. Trzymajcie kciuki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz