środa, 19 października 2011

Tylko Ankor Wat

Kiedy przed wyjazdem wypowiadałam słowo Kambodża, informując że właśnie w tym kraju spędzę kolejne miesiące mojego życia, to reakcje znajomych, najbliższych były zazwyczaj dwie. Pierwsza to Czerwoni Khmerzy, którzy według moich rozmówców wciąż walczą w kraju i mordują wszystkich, a w szczególności turystów, druga to zazdrość i marzenie o zwiedzeniu najpiękniejszego i największego kompleksu świątyń na świecie.
Tak więc po ciężkim pierwszym miesiącu pracy nadszedł wreszcie czas, aby spotkać Ankor. Droga z Phnom Penh do Siem Reap zajuje zazwyczaj około czterech godzin. Tym razem ponieważ kraj zalany jest powodzią, a w szczególności regiony przygraniczne z Tajlandią oraz okolice Siem Reap podróż trwała trochę dłużej. Skala powodzi przybiera na sile i większość wiosek znajduje się kompletnie pod wodą. Sama stolica turystyczna jest kompletnie zalana. Aby dojść do ulicy pubów musiałam brodzić w wodzie po uda, zalewającej ulice, sklepy, salony piękności oraz puby. W mieście panuje też wirus pokarmowy, więc do czasu, aż woda opadnie polecam jedzenie w odrobinę droższych restauracjach. Celem mojej podróży było sprawdzenie infrastruktury turystycznej ze szczególnym uwzględnieniem dzieci i incentive klientów. Po dotarciu do jednego z najbardziej turystycznych miejsc na świecie, okazało się, że Polska prawdopodobnie nigdy nie dorówna standardom hoteli w Kambodży. Hotele cztero i pięciogwiazdkowe to prawdziwy luksus oraz estetyka, a obsługa o najpiękniejszych uśmiechach na świecie. Jest luksusowo i relatywnie nie drogo. Jedzenie przepyszne, baseny ogromne, muzyka, taniec oraz cuda Kambodży nie odstępują nas w tym mieście na krok. A na dodatek nie wydaje się, aż tak sztucznym miastem jak Aquas Caliente pod Machu Picchu. Po delektowaniu się luksusami nadchodzi czas na spotkanie z nim. Majestatyczny podobno najpiękniej prezentuje się w świetle zachodzącego słońca. Ankor Wat to największy ze wszystkich świątyń. Odbiera słowa, podobnie jak kilka innych miejsc na świecie. Tego się nie da opisać, to trzeba przeżyć. Moje serce i dech w piersiach porwał Bayon- świątynie z czterema głowami. Jeden dzień to za mało aby zobaczyc wszystkie świątynie. Zwiedzanie świątyń jest bardzo męczące nie tylko ze względu na wysoką temperaturę oraz wilgotność, ale również ze względu na emocje podczas zwiedzania. Jestem pewna, że jeszcze tu wrócę i zabiorę Was kochani rodzice i przyjaciele bo przecież cudowni ludzie powinni przebywać w cudownych miejscach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz